wtorek, 14 lipca 2015

16. Jak mogłaś?!


Valentine

Wyszliśmy z Instytutu, ze mną byli Lightwoodowie, Herondalowie, Katarina i Luck.
Luck, mój oddany przyjaciel i parabatai. Kiedyś walczyliśmy razem ale... kobieta.
Luck podkochiwał się w Jocelyn, a ona wybrała jego.
Później ten wypadek...

Wyszliśmy z Instytutu i zacząłem rozmowę z Maryse.
Moja córka zniknęła w bardzo dziwnych okolicznościach, wiedziałem że oni maczali w tym palce...
Próbowaliśmy ją znaleźć ale nasze wysiłki na nic.

- Na pewno nie da się jej namierzyć czarem tropiącym? - zapytałem po raz kolejny.
- Przykro mi ale próbowaliśmy już wszystkich możliwych sposobów. - powiedziała smutno.
- Ale nie ma...

Zerwał się dość silny wiatr, wiedziałem że to któryś z nich.
Nagle usłyszałem krzyk, odwróciłem się.
Katarina upadłą na ziemie szarpiąc bluzkę.

Chciałem do niej podbiec gdy nagle koło miej pojawiła się moja córka.
Wciągnąłem głośno powietrze, podobnie jak reszta.
Jace wpatrywał się w Clary z niedowierzaniem pomieszanym ze złością... Tylko dlaczego?
Inni patrzyli z niedowierzaniem a ja wiedziałem co się stało.

Przyłączyła się do nich.

Clary uklękła koło blondynki i nachyliła się nad nią.

- Co cię boli? - zapytała.
- Plecy. - wyjąkała Katarina - Potwornie. - dodała.

Rudowłosa rozerwała jej bluzkę i zamarła.
Na plecach dziewczyny widniały dwie podłużne rany układające się w literę "V".
Skrzydła...

Rzuciłem się w ich stronę, tylko ja wiedziałem co robić.

- Musisz uwolnić moc. - powiedziałem do Clarissy, popatrzyła na mnie zszokowana.
- To jest moja siostra, bliźniaczka. - stwierdziła.
- Tak, złap ją za rękę i uwolnij trochę mocy. - posłuchała.

Dziewczyny ścisnęły swoje ręce i Clary uwolniła moc.
Natychmiast jej włosy stały się błękitne, tak samo jak oczy. Loki uniosły się w jakimś dziwnym tańcu.

Katarina zaczęła jeszcze głośniej, histeryczniej krzyczeć.
Po chwili oślepiło nas błękitno-białe światło, po chwili krzyki przycichły i zniknęły.

- Już! - krzyknąłem - Wystarczy!

Światło zaczęło zanikać ukazując klęczącą Clary  i leżącą Katarinę.

Clary miała piękne, duże i białe skrzydła z błękitną poświatą. Stworzone do spokojnych lotów.
Katarina miała mniejsze, ale również piękne skrzydła, białe z lekko czerwoną poświatą. Stworzone z myślą o walce i  szybkości, zwinności.

Clary pomogła wstać siostrze ale sama dalej klęczała, schowała skrzydła i ukryła twarz w dłoniach.
Katarina położyła jej dłoń na ramieniu, nie strąciła jej.
Wszyscy dalej wpatrywali się w nie jak w zjawy.
Po chwili Kat schowała skrzydła i pochyliła się nad rudowłosą szepnęła coś na co Clary pokręciła tylko głową.

- Dlaczego? - zapytała odwracając twarz w moją stronę, popatrzyłem na nią zdziwiony - Dlaczego nie powiedziałeś że mam siostrę?
- Ja... To skomplikowane... Nie mogłem, musiałem was chronić. - wytłumaczyłem.
- Mogłeś powiedzieć, zrozumiałabym, nikomu nie powiedziałabym... Przecież nie mogłam nikomu powiedzieć bo zamknąłeś mnie w piwnicy! - wydarła się - Mogłeś mnie chociaż nie okłamywać!

Wstała i podeszła do mnie szybkim krokiem. Podniosła rękę do uderzenia mnie w policzek, zamknąłem oczy przygotowując się na ból... który nie nadszedł. Zaciekawiony otworzyłem oczy.
Katarina trzymała rękę rudowłosej i wpatrywała się w nią ze zdziwieniem.

- Tak to chciałaś załatwić? - zapytała.
- Tak? - zapytała ostrożnie.
- Powinnaś to zrobić tak.

Katarina wbiła mi kolano w brzuch, później Clary podcięła mi nogi. Ból rozszedł się po moim ciele ale był mniejszy niż ten psychiczny.

Co teraz będzie?
Skorą są już we dwie to mogą się chronić tylko czy dadzą radę?
Po której staną stronie?

Clary

Przybiłyśmy z Kat piątkę kiedy ojciec zwijał się z bólu.
Popatrzyłam na innych. Jace wpatrywał się we mnie niezrozumiałym wzrokiem a reszta dalej stała zszokowana. Tylko czy zszokowało ich to że pobiłyśmy ojca czy cała reszta?
Popatrzyłam jeszcze raz w oczy Jace'a, dostrzegłam w nich ból i tęsknotę

- Jak mogłaś? - wysyczał wściekły - Jak mogłaś?! - krzyknął rzucając się w moim kierunku.

Nie zdążyłam zrobić uniku i przyparł mnie do muru. Czułam jak moje plecy i ramiona ocierają się o chropowatą powierzchnie ściany i ranią. Syknęłam przez zaciśnięte zęby ale nie próbowałam się wydostać, wręcz przeciwnie, byłam potulna.

- Jak mogłaś sobie tak po prostu odejść?! Jak mogłaś zostawić mnie?! Czy ty wierz ile razy myślałem o tobie?! Czy ty wierz jak się zamartwiałem?! Nie mogłem spać bo wybrałaś życie z jakimiś pieprzonymi Aniołami!!

Łzy zaczęły płynąć niekontrolowanie po mojej twarzy, łzy bezsilności.
Przecież nie mogłam mu powiedzieć dlaczego zostałam z Aniołami!
Nie mogłam!

- Nie mogłam. - wyszeptałam drżącym tonem - Nie mogłam. - powtórzyłam.
- Clary, czy ty nie rozumiesz że cię kocham?! Nie rozumiesz że moim sercem jesteś ty?! - krzyczał na mnie dalej.

Skuliłam się w sobie powtarzając jak mantrę: "Nie mogłam."
Bo nie mogłam nic zrobić!

- A teraz tak po prostu wracasz sobie z jakimiś cholernymi skrzydełkami?! Wiesz jak... - nie dokończył bo Alec i Robert odciągnęli go ode mnie.

Ciężar i ciepło jego rąk znikło...
Upadłam na kolana zanosząc się szlochem kiedy zaciągnęli wyrywającego się Jace'a do Instytutu.
Ktoś położył na moim ramieniu rękę, nie strąciłam jej. Przez promieniującą magię wiedziałam że to Kat.

- Uspokoi się. - powiedziała uspokajająco - Jeszcze zmięknie.

Uśmiechnęłam się blado ocierając łzy z policzków. Wstałam i lekko się chwiejąc podeszłam do Maryse.

- Udostępnicie mi pokój na jedną noc? - zapytałam przyjaźnie.
- Przecież Instytut to schronienie dla każdego Nefilim. - powiedziała obejmując mnie i uśmiechając się jakby nic się nie stało.
- Ale... Ja już nie jestem Nocnym Łowcą. - szepnęłam. Odsunęłam się ode mnie i popatrzyła niezrozumiale w moje oczy.
- Kim jesteś? - zapytała ostrożnie.
- Nie KIM a CZYM. - sprostowałam śmiejąc się gorzko - Jestem Aniołem... tak jak teraz ona. - wskazałam na Katarinę.
- Ale to przecież niemożliwe! - krzyknął mężczyzna którego dopiero teraz zauważyłam - Nikt nie może stać się Aniołem z dnia na dzień!
- Nie... Z dnia na dzień nie. - przeszłam przez drzwi Instytutu, mojego tymczasowego schronienia.

Jace

Alec i Robert zaciągnęli mnie do mojego pokoju i zamknęli drzwi na klucz. Dalej zły usiadłem pod drzwiami wiedząc że mój parabatai zrobi tak samo.

- Dlaczego... Po co... Czemu... - szukał odpowiedniego słowa, widocznie Robert już poszedł.
- Nie wiem. Nie wiem, Alec. - powiedziałem, rzeczywiście nie wiedziałem.

Dlaczego jej łzy i głos mnie nie otrzeźwiły?
Dlaczego widok jej szmaragdowych oczu nie przypomniał mi kim dla mnie jest?

- A pomyślałeś o tym co ona czuła? Jak ona żyła z dala od nas? - zapytał, trafił. W ogóle o tym nie pomyślałem i on o tym wiedział.
- Miała swoje Aniołki. - stwierdziłem gorzko.

Usłyszałem jakieś szmery, ktoś rozmawiał z Alekiem przyciszonymi głosami. Alec wstał spod drzwi i znów usiadł, ktoś odszedł.

- Miała Aniołki które uczyniły ją jedną z nich. - prychnąłem lekceważąco - A teraz wraca żeby... No właśnie, czego chce?

Po długiej chwili odezwał się głos którego się nie spodziewałem.

- Może nie mogłam nic zrobić? - zapytała cicho - Może byłam tam z jakiegoś powodu?
- A byłaś? - zadałem to pytanie nie tylko jej ale i sobie.
- Jestem aż tak zła? - zapytała łamiącym się głosem, wiedziałem że Clary zaraz się rozpłacze.
- Proszę, nie płacz. - szepnąłem ale zdałem sobie sprawę że nie usłyszy mnie przez drewno drzwi, powtórzyłem: - Nie płacz.
- Jestem aż tak zła? - ona również ponowiła pytanie.
- Nie. - powiedziałem głosem wypranym z emocji - Dla mnie zawsze będziesz cudowna. - dodałem łagodnie.
- Co? - zapytała zaskoczona.
- Kocham cię, jesteś całym moim światem. Dlatego tak na ciebie naskoczyłem, bałem się że znów gdzieś znikniesz. Drugi raz bym tego nie przeżył. - wytłumaczyłem.

Po chwili usłyszałem szuranie i ktoś nacisnął klamkę. Wstałem, drzwi otworzyły się.
Nawet nie zarejestrowałem chwili w której Clary wpadła w moje ramiona, ona po prostu tuliła się do mnie, a ja do niej.

- Kocham cię. - szepnęła.
- Ja ciebie mocniej. - odszepnąłem na co zachichotała.

Rudowłosa odwróciła się i zamknęła drzwi... Na klucz?

- Clary... co...?
- Cii... - mruknęła łapiąc moją twarz w dłonie. Pocałowałem ją wyrażając całą tęsknotę, ból który nagromadziłem przez ostatni czas. Przylgnęła do mnie jeszcze bardziej...


- Gdzie podziała się moja nieśmiała Clary? - zapytałem gdy odsunęliśmy się żeby zaczerpnąć powietrza.
- Została w innym pokoju. - uśmiechnęła się.

Popchnęła mnie w stronę łóżka, nawet się z tego cieszyłem. Zdjęła moją bluzkę lekko przygryzając wargę przez co przeszedł mnie dreszcz pożądania. Opadłem na łóżko ciągną rudą za sobą i łącząc nasze usta.

- Jesteś pewna? - zapytałem kiedy rozpięła pasek moich dżinsów.
- A ty? - nie odpowiedziałem wpatrując się w jej oczy - Strasznie tęskniłam. - szepnęła złączając nasze usta w kolejnym, tego dnia, pocałunku...

++++++++++++++++++++++++++++++

Chyba nie muszę opisywać co było dalej? Co? Każdy to wie, jestem pewna.
Teraz parę podpunktów:
Po pierwsze:
Jak się podoba?
Valentine powrócił... I został skopany przez swoje córki!
Kto podejrzewał że to Katarina jest bliźniaczką Clary?
A jak się podoba złość Jace'a? Chciałam to jakoś tak ująć... Nie wiem czy mi się udało.

♥Od złości do namiętności.♥

Po drugie:
Dzisiaj wyjątkowo nie będzie pytań bo długo nie było rozdziału i, szczerze, to nie chce mi się pisać.☺
Po trzecie:
Następny rozdział przewidziany na następny wtorek (21.07.2015r.).♥


Anioł nie zawsze jest taki dobry!


Wika

3 komentarze:

  1. Super! Genialny rozdział. Ach Jace, W zasadzie to mu się nie dziwie, był trochę brutalny, ale jednocześnie mówił, że ją kocha. Świetnie to ujęłaś. Katariny się nie spodziewałam. Nie lubiłam jej, przystawiała się do Jace'a, ale to jak skopała Valentine'a było cudowne. Nie mogę się doczekać next'a.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow. Wow. Valentine pobity. Jace wściekły. Brakuje mi słów, znowu. Czekam na nekst.

    OdpowiedzUsuń
  3. Brak słów... Czekam na więcej.Genialne!
    Pozdrawiam P.
    <3

    OdpowiedzUsuń