wtorek, 9 czerwca 2015

13. Gotowe?

Alec

Obudziłem się w czyjeś sypialni...
Zaraz! Czy to nie jest sypialnia...

Przerwało mi otwarcie drzwi, moim zdaniem stanowczo za głośne bo głowa zaczęła mi pulsować tępym bólem. Czarownik swobodnie wszedł do pokoju i usiadł koło mnie na łóżku, nie przeszkadzało mi to.

- Jak się czujesz? - zapytał.
- Jakoś... żyję. - wyjąkałem - Czy myśmy się wczoraj całowali? - przypomniało mi się.
- Tak, rzeczywiście było przyjemnie. - powiedział z uśmiechem. Chciałem się podnieść ale ból nie pozwolił mi na to, syknąłem - Kacyk? - nie odpowiedziałem - Czekaj. - przyłożył ręce do mojej głowy, poczułem zimno ale przyjemnie. Po chwili zabrał ręce razem z bólem.
- Dziękuje. - westchnąłem podnosząc się - Nie przejmujesz się... - zacząłem.
- Czym?
- Że ktoś nas nakryje. - dokończyłem, zmarszczył brwi.
- Co komu do tego z kim śpię we własnym łóżku? - popatrzył mi w oczy - Jeśli chcesz to już zawsze tak może być. - zaskoczył mnie, zdecydowanie.
- Jak?
- Możesz zostawać u mnie na noc, chcesz?
- Ja... muszę się zastanowić. - mruknąłem.
- Dobrze. - wyglądał na zawiedzionego
- Trafię do drzwi. - powiedziałem wstając - Jeszcze raz dziękuje za...
- Nie dziękuj. - przerwał mi.
- Dobrze.

Już miałem wychodzić ale nachyliłem się nad Magnusem i pocałowałem go, w zasadzie to tylko musnąłem jego wargi ale zawsze...
Zarumieniłem się i wybiegłem z domu czarownika.

Clary

Zeszliśmy na dół trzymając się za ręce, co chwila patrzyliśmy na siebie z uśmiechem albo całowaliśmy się. Przeszliśmy przez salon i weszliśmy do kuchni. Nikogo nie było.

- Chcesz coś? - zapytałam puszczając dłoń blondyna, pokręcił przecząco głową.
- Wiesz że jutro przyjeżdżają moi rodzice? - momentalnie się spięłam.
- Nie wiedziałam, przyjeżdża ktoś jeszcze? - zapytałam kiedy usiadł na wysokim krześle.
- Tak, rodziny wszystkich i wracają Lightwoodowie. - powiedział patrząc na moje ręce kiedy brałam z blatu jabłko. Usiadłam naprzeciwko niego obracając jabłko w rękach - Rodzice Alec'a powinni przyjechać nawet dzisiaj. - dodał.
- Myślisz że oni będą coś wiedzieć? - zapytałam cicho.
- Myślę że powiedzą ci wszystko co mogą, nie martw się. - uśmiechnął się lekko, odpowiedziałam tym samym. Ugryzłam kawałek jabłka, było słodkie ale lekko kwaskowate, takie jak uwielbiam.
- A po co mówisz mi że twoi rodzice przyjeżdżają? - zapytałam zmieniając temat, z uśmiechem wstał.
- Przedstawię cię im. - położył dłonie na moich biodrach odwracając mnie razem z krzesłem.
- Co?! - pisnęłam - Ale... Ale... Przecież... - uciszył mnie pocałunkiem.
- Będą zachwyceni. - szepnął - Jeszcze nigdy nie spotkali takiej dziewczyny. - dodał. Odłożyłam ogryzek na blat.
- Masz racje... Jeszcze nigdy nie spotkali kogoś tak nieogarniętego i rudego! - Jace wybuchnął śmiechem na co zrobiłam groźną minę.
- Dobra, dobra. - mruknął - Jestem pewien że moje matka cię polubi. - powiedział a w jego głosie słyszałam pewność. W tym samym momencie do kuchni weszła Isabelle z Katariną, Iz uśmiechnęła się widząc blondyna tak blisko mnie a Kat zmierzyła nas gniewnym wzrokiem zatrzymując go na dłoniach mojego chłopaka.
- I co? Kiedy idziemy? - zapytała Kat Jace'a.
- Nie wiem. - powiedział patrząc na moją twarz - Teraz czas będę wykorzystywał tylko dla ciebie. - szepnął z zawadiackim uśmiechem, tylko ja go usłyszałam.
- Myślałam nad tym żeby następny raz iść do pandemonium, w tym parku gdzie byliśmy ostatnio nic się nie dzieje. - powiedziała przechodząc koło nas. Czy mi się tylko wydawało czy specjalnie otarła się ręką o jego ramie?
- Nie wiem. - powtórzył, odwrócił się do niej zirytowany - Idź z kimś innym, ja mogą iść z Alekiem. - warknął.
- Ja już pójdę. - powiedziałam wstając, Izzy obserwowała sytuację opierając się o lodówkę. Wyrzuciłam ogryzek do śmietnika.
- A buziak na pożegnanie? - zapytał Jace z szerokim uśmiechem, podniosłam jedną brew w geście zdziwienia ale podeszłam do niego i pocałowałam go w policzek - Ej! - wydął niezadowolony wargi.

Zachichotałam i już miałam odchodzić kiedy złapał mnie za przedramię i przyciągnął do siebie. Całował żarliwie a zarazem delikatnie, tak cudownie....


Gdy się od siebie odsunęliśmy czułam jakbym miała nogi z waty, Jace wyczuł to bo przytrzymał mnie i uśmiechnął się bezczelnie. Obejrzałam się na dziewczyny, Isabelle uśmiechała się a Katarina stała z szeroko otwartymi oczami.

- Już? - spytałam blondyna, czułam palące policzki ale nie przeszkadzało mi to - Wystarczy?
- Nigdy mi nie wystarczy. - powiedział - Zawsze będę ciebie spragniony, gwiazdeczko. - dodał dość głośno, na mój gust za głośno. Usłyszała to nie dość że Iz to jeszcze Katarina która teraz wpatrywała się we mnie z bezgraniczną nienawiścią.
- Idę potańczyć. - mruknęłam. Wybiegłam z kuchni tak szczęśliwa że nie zauważyłam Eleny idącej w przeciwnym kierunku. Zderzyłyśmy się i upadłyśmy.
- Coś taka szczęśliwa? - zapytała podnoszą się, tylko się uśmiechnęłam - O mój Boże!! - pisnęła - Gratulacje Jace!!! - wrzasnęła w stronę kuchni - Ta takie cudowne! A jutro przyjeżdżają rodzice... Przedstawi cię im, prawda? - popatrzyła na mnie podejrzliwie.
- Tak. - odpowiedziałam niepewnie - Trochę się denerwuje. - szepnęłam szczerze.
- Nie masz czym, nasza matka bardzo cię polubi. - powiedziała owijając rękę wokół mojej szyi - Opowiem ci trochę o nich.

+++

Resztę dnia spędziłam z El na pogaduszkach. W pewnym momencie dołączyła do nas Izzy.
Podobno mama Jace'a jest bardzo sympatyczną i optymistyczną kobietą, z ojcem podobnie.

- A wierz już w co się ubierzesz? - zapytała w pewnym momencie Iz. Tym krótkim pytanie mnie przeraziła.
- Daj spokój, ubierz się normalnie. - powiedziała Elena która chyba zauważyła przerażenie w moich oczach - Przecież to normalne spotkanie. - dodała kładąc nacisk na słowo "normalne" i spoglądając na siostrę Aleca.
- Ale jakoś... - czarnowłosa chciała się wybronić ale przerwało jej pukanie do drzwi.
- Dziewczyny! Zaraz przyjadą nasi rodzice, Iz! - usłyszałyśmy stłumiony głos Aleca.
- Dobra! Już idziemy! - odkrzyknęła.
- Przyjdźcie do biblioteki! - usłyszałyśmy kroki co oznaczało że niebieskooki poszedł sobie. Westchnęłam.
- Musimy iść. - powiedziałam.

Niechętnie wstałyśmy z łóżka El i wyszłyśmy z jej pokoju. Przystanęłyśmy dopiero przed drzwiami biblioteki.

- Gotowe? - zapytała El, pokiwałyśmy głowami a ona otworzyła drzwi.

Dziewczyny weszły pierwsze, chwilę się wahałam ale w końcu poszłam w ich ślady.
Na środku pomieszczenia stała czarnowłosa kobieta, ta sama którą widziałam po spadnięciu ze schodów. Był tam jeszcze czarnowłosy mężczyzna i Alec.
Zamknęłam za sobą drzwi, chciałam to zrobić cicho ale i tak wszyscy spojrzeli na mnie. Przełknęłam ślinę i zrobiłam krok na przód.

- Clary. - syknęły zniecierpliwiona Izzy i El. Wzięły mnie pod ramiona i szybko zaprowadziły do kobiety.
- Jestem Maryse, a to mój mąż, Robert. - wyciągnęła do mnie rękę, uścisnęłam ją z wahaniem ale nie byłam w stanie wydusić z siebie sowa.
- Ja... - przerwało mi otworzenie z hukiem drzwi, Jace. Szedł w naszą stronę, przystanął za mną i odprawił El uśmiechem. Zajął jej miejsce obejmując mnie, wtuliłam się w niego jak najmocniej - Clarissa Adele Morgenstern.
- Niebywałe. - szepnęła Maryse spoglądając na męża.
- Myśleliśmy że dzieci Valentina nie żyją. - wyjaśnił Robert - Przed laty poinformował nas że bliźniaczki zmarły na jakąś rzadką chorobę.
- To możliwe żeby mój ojciec... Zaraz! Bliźniaczki?! - krzyknęłam uświadamiając sobie co oznaczają ich słowa - Przecież ja nie mam rodzeństwa! - czułam jak do oczu napływają mi łzy, nie chciałam żeby patrzyli jak płaczę. Wyrwałam się Jace'owi i wybiegłam z biblioteki.

Jace

Clary wybiegła ze łzami w oczach, chciałem pobiec za nią ale zatrzymała mnie ręka Isabelle.

- Tak? - spytałem lekko zdenerwowany - Czemu mnie zatrzymałaś?
- Wiem że ona chce być sama.
- Nie rozumiesz! Powinienem być przy niej! To ja powinienem za nią pobiec! - zacząłem na nią krzyczeć.
- Jace. - upomniała mnie ostrym tonem Maryse - Przestań. Isabelle ma racje. A poza tym chcę z tobą porozmawiać.
- O czym?
- To nie jest odpowiednia osoba... - zaczął Robert - Nie powinniście...
- Co? - zapytały zszokowane Izzy i Elena.
- Czy ty mi właśnie zakazujesz związku z Clary? - zapytałem zszokowany.
- Mniej więcej... To znaczy, wybór należy do ciebie ale obawiam się że twoi rodzice...
- Moi rodzice nie mają nic do powiedzenia. - rzuciłem ostro - Myślę że nawet będą się cieszyć. - przy drzwiach usłyszałem jeszcze głos Roberta:
- Będą zachwyceni dopóki nie usłyszą jej nazwiska! - prychnąłem i pobiegłem szukać mojej gwiazdeczki.

Clary

Weszłam na dach i usiadłam tam gdzie zwykle. Patrzyłam w niebo niewidzącym wzrokiem.

Mam siostrę...
Miałam siostrę...
Czy ona jeszcze żyje?
Dlaczego ojciec mi nie powiedział?
Jeśli żyje to gdzie teraz jest?

Czy chcę ją odnaleźć?
Czy jestem na to gotowa?
Dlaczego zawsze wszystko jest pod górkę?!

Przerwał i dźwięk otwieranych drzwi... Jace. Popatrzył mi w oczy i podszedł.

- Clary... - szepnął, wtuliłam się w niego i zaczęłam szlochać. Gdy już się trochę uspokoiłam otarł moje łzy - Choć, coś ci pokażę, gwiazdeczko. - pokiwałam głową i wstałam.
- Dlaczego "gwiazdeczko"? - zapytałam gdy przepuścił mnie w drzwiach.
- Bo jesteś najjaśniejszą gwiazdą na niebie, poranną gwiazdą. - powiedział cicho. Zatrzymałam się i przyciągnęłam go do siebie.
- Kocham cię. - szepnęłam przed złączeniem naszych ust.
- Kocham cię. - powiedział głośno i wyraźnie co wywołało na mojej twarzy uśmiech.

Jace zaprowadził mnie do odległego kąta oranżerii, była tam wielka klatka.

- Co to jest? - zapytałam.
- Zaraz zobaczysz. - uśmiechnął się. Zagwizdał i w tym samym momencie na gałęzi za kratką usiadł piękny, dorodny ptak.
- Czy to... - przerwał mi.
- Sokół. - otworzył drzwiczki a ptak natychmiast usiadł na jego ramieniu - Znalazłem go w dzień dziesiątych urodzin, miał złamana skrzydło. Jeden Czarownik zaczarował go żeby żył dłużej, niestety miało to swoją cenę. Gdy ja zginę, on podzieli mój los. Rodzice Aleca pozwolili mi trzymać go tutaj, przychodzę tu prawie codziennie, co tydzień idę z nim polatać. - opowiedział.
- To miło że zająłeś się nim. - wyciągnęłam ostrożnie rękę w stronę sokoła. Od zawsze bałam się ptaków a już w szczególności drapieżnych.
- Nie bój się. - powiedział Jace zdejmując ptaka z ramienia, teraz miał go n nadgarstku - Ma na imię Salvar.

Najpierw lekko drżącą ręką dotknęłam łebka a później już nieco bardziej odważnie przejechałam po całej długości ptaka. Przechylił główkę i rozpostarł skrzydła, przestraszona odskoczyłam. Jace zachichotał.

- Tak pokazuje że podoba mu się... Ty mu się podobasz. - uśmiechnął się na co spłonęłam rumieńcem.
- Kiedy idziesz z nim polatać? - zapytałam głaskając ponownie szarobrązowe piórka.
- Wypadałoby dzisiaj, pójdziesz z nami? - pokiwałam wesoło głową.

+++

Jace zaprowadził mnie na polanę niedaleko Instytutu. Mi dał rękawicę dla ptaka a sam tylko podciągnął rękawy i posadził sobie Salvara na ręce.

- Leć. - powiedział i wykonał odpowiedni ruch dzięki czemu ptak wzbił się w powietrze.
- Pięknie. - szepnęłam. Jace popatrzył na mnie z uśmiechem i pocałował mnie w zmarszczony lekko nos.
- Ja widzę coś piękniejszego. - popatrzyłam na niego a gdy zobaczyłam że przygląda się mi, zaczerwieniłam się.
- Ja... - zaczęłam ale przerwał mi czyjś radosny krzyk:
- Jace! - odwróciłam się i zobaczyłam blondynkę i czarnowłosego mężczyznę idących w naszą stronę - Synku, wszędzie cię szukaliśmy. - powiedziała kobieta przytulając Jace'a.
- Mamo, tato, to jest moja dziewczyna, Clary. - powiedział Jace popychając mnie w stronę jego matki.
- Jak się cieszę że w końcu sobie kogoś znalazł! - pisnęła przytulając mnie - Z jakiego rodu jesteś?
- Ja... - zająkałam się - Morgenstern. - blondynka natychmiast się ode mnie odsunęła a jej mąż spojrzał ma mnie jak na zjawę.
- Nie! Nie możesz! - zaprzeczyła kobieta.
- Jace. Co to ma znaczyć? - wtrącił jego ojciec.
- A czy w czymś wam to przeszkadza? Nazwisko nie świadczy o człowieku! - Jace objął mnie ramieniem i pocałował w głowę.
- Ale to córka Valentina! - krzyknęła.
- Co mój ojciec wam zrobił? - zapytałam ze łzami w oczach.
- Zabił nasze dziecko. - wyszeptała blondynka wybuchając płaczem.
- C... co? - zapytałam zszokowana.
- Miałem rodzeństwo oprócz El? - jego matka pokiwała głową - Kiedy? Jak? Gdzie? - pytał tuląc mnie do siebie opiekuńczym gestem.
- Może porozmawiamy w Instytucie? - zaproponował Jego ojciec - Tutaj to tak jakoś...
- Chcę porozmawiać teraz! - krzyknął Jace - I na pewno nie zostawię Clary!
- Ale... Jace... Może tak będzie lepiej? - zapytałam ze łzami w oczach - Mój ojciec zrobił już tyle złego... Najpierw moja siostra... teraz to... myślę że ze śmiercią mojej matki też miał coś wspólnego. - popatrzyłam mu w oczy.
- Clary, to nie twoja wina. - stwierdził.
- Ale...
- Nie ma żadnego "ale", nie puszczę cię. Już nigdy, gwiazdeczko. - szepnął całując mnie w głowę.
- Dobrze, ale może jednak porozmawiamy w Instytucie? - zaproponował ponownie pan Herondale.
- Tak, tak. Chodźmy. - poparła go żona.

Posłusznie poszłam koło Jace'a który obejmował mnie przez cały czas. Już mieliśmy wchodzić do Instytutu kiedy coś sobie przypomniałam.

- Salvar! - krzyknęłam zatrzymując Jace'a - Zapomnieliśmy... - przerwał mi trzepot skrzydeł.

Salwar usiadł na moim ramieniu. Na początku lekko przestraszona odsunęłam twarz od ptaka ale później przysunęła się do niego i pogłaskałam jego piórka. Rodzice mojego chłopaka wpatrywali się we mnie zszokowani.

- Przecież on... - zaczęła blondynka.
- Nigdy nikogo nie polubił. - dokończył jej mąż.
- Lubi tylko mnie i Clary. - powiedział Jace, popatrzyłam na niego zdezorientowana.
- To znak. - wyszeptała jego matka.
- Możecie być razem. - powiedział czarnowłosy.
- To mogę się w końcu dowiedzieć co się stało z moim rodzeństwem? - zapytał zirytowany Jace.

++++++++++++++++++++++
I co myślicie? Chyba jest trochę krótki ale mam nadzieje że trochę dowiedzieliście się.
Co myślicie o sokole Jace'a?
Wiem że rozdział jest dopiero dzisiaj ale jakoś tak wyszło...
Od teraz w każdy wtorek będą rozdziały, gdyby coś mi wypadło to napiszę wam w poście.
Jak jest historia związana z rodzeństwem Jace'a i El? Dlaczego Salwar tak polubił Clary? Jak rozwinie się dalej sprawa Magnusa i Aleca? Czy siostra Clary żyje? Jeśli żyje to kto nią jest? Czy będą się chronić? Przed czym? Czy rodzice Jace'a już zaakceptowali Clary?
Odpowiedzi piszcie w komentarzach!

Czytasz + komentujesz = mnie motywujesz!

Wika

8 komentarzy:

  1. Rozdział świetny. Jak zawsze przez twoje pytania mam same wątpliwości. Sokół jest słodziutki. Czekam na next z niecierpliwością.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tyle pytań, a odpowiedzi z nikąd. Fajny rozdział. Czekam na nekst. ♥ Julia

    OdpowiedzUsuń
  3. Super!! Tyle zagadek! Dodaj nexta, byle szybko!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten rozdział jest tak niesamowity że ciężko mi wyrazić to słowami. ;D
    Po prostu ekstra, niesamowity, cudowny. Nie mogę się doczekać następnego. :D
    MISIA :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Sądzę, że Salvar polubił Clary, gdyż być może w jakiś sposób miał związek z Valentine'em, a że ona jest jego córką... :D
    I sądzę, również, że siostra Clary żyje, ale nie wiem, kto nią jest. Rozdział świetny :))

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział normalnie jeden z NAJLEPSZYCH!!!! Ten sokół, bliźniaczka, rodzice Jace'a.... PO PROSTU WOWOWOWOWO!!!!

    OdpowiedzUsuń
  7. PS. Podoba mi się twój blog i twoje opowiadania, dlatego nominuję cię do LBA :)))!
    Więcej szczegółów: http://the-mortal-instruments-my-story.blogspot.com/2015/06/liebster-blog-award.html

    OdpowiedzUsuń