wtorek, 30 czerwca 2015

15. Co zrobić z tą dziwną Nefilim?


Clary

Ten skok miał być tylko zabawą, namówiła mnie Izzy która chciała zobaczyć jeszcze więcej moich "sztuczek". No i tak wyszło że Jace tam przyszedł i wszystko się wydało.
Cholernie bałam się tego że Jace mnie nie zaakceptuje, że mnie zostawi.

Później Isabelle była taka podekscytowana że pokaże im prawie pełną moc, myślę że inni nie za bardzo wiedzieli co się dzieje...
Chciałam pokazać im to co umiem ale nie zdawałam sobie sprawy że oni są w pobliżu. Gdyby nie to, wszystko byłoby dobrze, no może nie do końca...

Najpierw próbowałam z wisiorem ale któryś z nich zablokował moje moce a gdy już zerwałam metalowe serce...
Zabawili się moim kosztem żeby później ściągnąć mnie do siebie...

+++

- Więc, czego ode mnie oczekujecie?!! - wrzasnęłam do zamkniętych, metalowych drzwi.

Zaraz po tym jak "zniknęłam" z Instytutu, trafiłam do jakiegoś zaułku w którym był mój (jak teraz się dowiedziałam) zwierzchnik, Kamael. Anioł był w ludzkiej postaci i patrzył na mnie krzywo.
Mimo moich protestów zaciągnął mnie do tego "pokoju" przez teleportacje i zostawił samą.
Nic mi nie wyjaśnił pomimo moich wielokrotnych pytań.

Dobrze że w ostatniej chwili Iz dała mi serce ze zdjęciem, mogłam teraz przynajmniej panować w pełni nad swoją mocą.

- Pewnie teraz obradują na temat "Co zrobić z tą dziwną Nefilim?". - mruknęłam siadając pod ścianą.

Przyciągnęłam kolana do piersi i położyłam na nich głowę.
Pomyślałam o najważniejszej osobie w moim życiu, Jace.

Przypomniałam sobie jego szok i strach kiedy patrzył jak spadam z dachu...
Jego dotyk...
Usta na moich...
Zmierzwione włosy...
Zadziorny uśmieszek...
Nasze po całunki...
Najpierw ten w salonie, ten przypadkowy...
Później ten po walce...
I wszystkie inne...

"Kocham cię, gwiazdeczko." - te słowa odbijały się od mojej czaszki gdy zapadałam w sen...

+++

Ze snu w którym byłam z moi ukochanym wyrwało mnie szarpanie za ramię.

- Wstawaj! - krzyknął, prawdopodobnie po raz któryś, chłopak w moim wieku.

Miał brązowe włosy, jak na mój gust to trochę za długie, i błękitne oczy, w tej chwili niepewne, oczy.

- Musisz wstać. - syknął.
- Po co? - zapytałam zrezygnowanym tonem.
- Rada chce cię zobaczyć i wydadzą wyrok. - wytłumaczył łapiąc mnie pod pachy i stawiając prosto.
- Debatują jak mnie zabić? - zapytałam z przekąsem.
- Zastanawiają się czy dać ci skrzydła. - mruknął zawiedziony.
- C...co? - zapytałam zszokowana - Ale to oznacza że już na zawsze będę musiała zostać z Aniołami! - krzyknęłam gdy wyciągnął mnie z pokoju.
- To najlepsze co może cię w tej sytuacji spotkać, jesteś wybrykiem, jakimś chorym eksperymentem. - mruknął.
- Wole już umrzeć! - krzyknęłam i zaczęłam się wyrywać.

Natychmiast podbiegło do nas trzech innych chłopaków i pomogli brązowowłosemu. Uwolniłam swoją moc mając nadzieje że to pomoże...
Nawet nie zwrócili uwagi na niebiański ogień! Byli tak jakby uodpornieni!
Poczułam jak ktoś ogranicza moją moc i opadam z sił.
Przed tym jak pochłonęła mnie ciemność usłyszałam jeszcze:

- Jesteś jedną z najlepszych moich dzieci. - to był głos Razjela.

+++

Obudził mnie potworny ból w plecach, czułam między łopatkami dwie palące rany.

- Co mi zrobiliście? - zapytałam nie otwierając oczu, wiedziałam że któryś z powyższych Aniołów jest tu bo czułam jego moc.
- Daliśmy ci ogromny prezent. - powiedział wyniośle ten sam głos który słyszałam przed ciemnością, Razjel - Powinnaś nam dziękować.
- Za co? Za ból pleców? - zakpiłam.
- Pomyśl... Masz dwie podłużne rany między łopatkami, układają się w literę "V"... - momentalnie otworzyłam oczy.
- Skrzydła! - krzyknęłam przerażona.

Próbowałam wstać ale ból był tak ogromny że znów opadłam na brzuch...

+++

- Jeden ucieka! - usłyszałam krzyk mojego partnera.

Właśnie paliłam Niebiańskim Ogniem jednego z potężniejszych demonów.

Aniołowie przydzielili mi Timona (możecie zobaczyć go w zakładce z bohaterami - od Autorki), chłopaka którego zaatakowałam po tym jak wyciągnął mnie z mojego dawnego pokoju, celi.
Działamy podobnie jak Nefilim tylko zabijamy te groźniejsze demony, jesteśmy dzieleni na tylko cztery grupy. Każda składa się z Przyziemnego i przedstawiciela innej rasy... No, oprócz Ferie. Grupy mają też swoją hierarchie:

1. Ja (jako przedstawiciel Aniołów) i Timon (przedstawiciel Przyziemnych ze wzrokiem).

2. Przedstawiciel Czarowników (jeden z ułaskawionych przez Anioły) i przedstawiciel Przyziemnych (ze wzrokiem).

3. Przedstawiciel Likantropów (jeden z ułaskawionych przez Anioły) i przedstawiciel Przyziemnych (ze wzrokiem).

4. Przedstawiciel Wampirów (jeden z ułaskawionych przez Anioły) i przedstawiciel Przyziemnych (ze wzrokiem).

Wszyscy przedstawiciele Przyziemnych są doskonale wyszkoleni i przystosowani do walki z Demonami. Tim jest najlepszy.
Nikt oprócz bezpośrednio zaangażowanych nie wie o nas, jesteśmy tak jakby cichymi pomagierami.
Jako że nasza grupa jest pierwsza w hierarchii to zabijamy te najgroźniejsze demony, nawet te wielkie (mamy na koncie jednego).

- Łap go! - z rozmyślań wyrwał mnie krzyk Tima.
- Już! - wystarczyło jedno moje spojrzenie na demona a już zaczynał palić się w Niebiańskim Ogniu.

Uwielbiałam tą robotę za jeden szczegół, nigdy nie trzeba sprzątać, po naszych ofiarach zostaje sam popiół dzięki mojemu darowi.
Jestem jedyna na świecie z cząstką mocy Anioła i jeszcze do tego skrzydłami, jestem prawie jedną z nich ale...
No właśnie, zawsze jest "ale". Nie mam prawa wchodzenia do królestwa niebiańskiego i jestem śmiertelna, starzeje się.
Wprawdzie minęły dopiero dwa tygodnie od porwania mnie przez Anioły ale już brakuje mi domu...

+++

Po skończonej walce jak zwykle zdaliśmy raport i odprowadziłam Tima pod jego dom, byłam niewidzialna dla ludzkiego oka.
Timon mieszka dalej z matką i udaje że codziennie chodzi do szkoły się uczyć a tak naprawdę w tym czasie zabijamy demony.

- To do jutra. - szepnął żeby nikt go nie usłyszał, mogliby pomyśleć że zwariował. Kiwnęłam głową na tak i odbiegłam.

Pobiegłam na tą samą polanę co zwykle i rozwinęłam skrzydła...


Każdy Anioł ma inne, moje są chyba najpiękniejsze... białe z niebieskim poblaskiem, ostro zakończone pióra już nie raz były splamione krwią.
Moje włosy jak zwykle zaczęły się unosić i przybierać barwę błękitu, tak samo jak oczy.
Unosząc się w powietrze wiedziałam gdzie polecieć... Instytut.

Codziennie o tej samej porze lądowałam na dachu, miałam specjalny czar żeby nawet Nefilim mnie nie zobaczyli więc nie musiałam się martwić kiedy obserwowałam Jace'a który, jakby wyczuwając że ja tam jestem, codziennie siadał na skraju dach trzymając w rękach moją Stelle.

+++

Dziś zrobiłam tak samo, poleciałam prosto do Instytutu. Chciałam polecieć na dach ale coś przed drzwiami mnie zaciekawiło.
Z budynku właśnie wychodzili: Elena, Jace, Katarina, Isabelle, Alec, Maryse, Robert, państwo Herondale i... MÓJ OJCIEC !!!

Co on tutaj robi?!
Przecież był zamknięty!
Jak mogli go wypuścić?!
On teraz będzie mnie szukał!

Zaczęłam panikować...
"Zawisłam" w powietrzu tuż nad nimi i przyjrzałam im się...
Jace wyraźnie zmizerniał, gdy go widziałam moje serce krwawiło...
El też była jakby nieco przygaszona...
Za to Kat była w swoim żywiole! Przymilała się do Jace'a ale on, na szczęście, nie zwracał na nią uwagi.
Zagotowało się we mnie gdy zobaczyłam jak próbuje go pocałować...

Chciałam ją  złapać tylko za ramie i przewrócić...
Gdy ją tylko dotknęłam zostałam jakby kopnięta prądem!
Odskoczyłam przerażona gdy Kat zaczęła krzyczeć... z bólu.

Przecież nie chciałam zrobić jej krzywdy!

Katarina upadła zwijając się i szarpiąc bluzkę z boku...

Raz kozie śmierć! - pomyślałam i zdjęłam czar ochronny.
Usłyszałam jak większość zebranych wciąga z sykiem powietrze.
Ale oni teraz nie byli ważni, teraz pierwszeństwo miała Kami.

Nie wiedziałam dlaczego ale poczułam że muszę, po prostu muszę pomóc blondynce.
Uklękłam nad nią i cicho zapytałam:

- Co cię boli?
- Plecy. - wyjąkała - Potwornie. - dodała.

Rozerwałam jej bluzkę na plecach i zmroziło mnie...

++++++++++++++++++++

No i jak? Wiem że znów w takim momencie ale tym razem chce was trochę pomęczyć - uśmiechem się jak diabełek.☻
Jest tylko perspektywa Clary i trochę niezrozumiałe (chociaż mam nadzieje że chociaż trochę zrozumiecie) ale musiałam trochę wytłumaczyć.☺
Najpierw sprawy organizacyjne...
Następny rozdział będzie dopiero za dwa tygodnie ponieważ w następny wtorek (07.07.2015r.) mam rocznicę śmierci bardzo ważniej osoby i nie dodam rozdziału.
Co jeszcze?
Pytania!
Co się stało Kat? I dlaczego akurat kiedy Clary jej dotknęła? Gdzie jest siostra Clary? Czy Clary wróci do Aniołów? Czy straci skrzydła? Dlaczego Clary zgodziła się współpracować z Aniołami? Dlaczego Valentine pojawił się nagle na wolności? Czy Clary zostanie w Instytucie? A co jeśli nie?

Anioł nie zawsze jest taki dobry!

Wika

wtorek, 23 czerwca 2015

14. Widocznie nie znałaś dobrze swojego ojca.

Clary


Usiedliśmy w salonie, na szczęście nikogo nie było. Jace usiadł w fotelu a mnie pociągnął na swoje kolana, blondynka usiadła na kanapie wtulając się w męża. Pan Herondale zaczął opowieść:

- Jace miał trzy latka a Elena dwa kiedy dowiedzieliśmy się że Cecylii jest po raz trzeci w ciąży. Bardzo się ucieszyliśmy, wszystko było pięknie... Do momentu w którym moja żona zaczęła się gorzej czuć... Okazało się że albo przeżyje dziecko albo moja żona. Valentine powiedział nam że wie jak uratować oboje, odpowiedzieliśmy że przyjmiemy pomoc za każdą cenę. Zaczął robić jakieś wywary... Nie minął miesiąc a moja żona poroniła... Cisi bracia stwierdzili że w tych wywarach była demoniczna krew, to ona zabiła nasze dziecko. - przez całą opowieść głos mu się rwał.
- Ale... Przecież... On, był dla mnie tak wspaniały, kochający, czuły... Nie wyobrażam sobie jakby mógł zabić nienarodzone dziecko. - szepnęłam czując na policzkach świeże łzy które Jace pośpieszcie wytarł.
- Widocznie nie znałaś dobrze swojego ojca. - stwierdziła płaczliwym tonem pani Herondale.
- Ale on nie mógł... - chciałam się sprzeciwić ale umilkłam przypominając sobie jaki pewnego dnia był niebezpieczny. Odruchowo dotknęłam prawego biodra, Jace to zauważył i popatrzył na mnie zdziwiony. Potrząsnęłam głową odganiając przykre myśli - No tak... W końcu to on trzymał mnie przez całe życie w zamknięciu. - stwierdziłam gorzko.
- Nie martw się. - szepnął Jace.
- Wszystko w porządku. - odszepnęłam.
- Przecież widzę... - przerwała mu jego matka, najwyraźniej nie zauważyła naszej szeptanej wymiany zdań.
- Clary... Przepraszamy że byliśmy tacy... Nieznośni, byliśmy uprzedzeni do tego nazwiska ale teraz widzimy że jesteś fajną dziewczyną i, co najważniejsze, że nasz syn cię kocha. - Jace spojrzał na nią zdziwiony - To widać w oczach, jeszcze nigdy się tak nie świeciły. - stwierdziła na co zmarszczyłam nos.
- Muszę się przewietrzyć. - stwierdziłam - Natłok informacji, rozumiesz? - zapytałam wstając z kolan ukochanego.
- Clary? - ton blondyna był ostrożny, odwróciłam się żeby ujrzeć go wpatrującego się we mnie z obawą.
- Nie bój się, wrócę. - szepnęłam prawie bezgłośnie ale i tak zrozumiał, wyszłam z uśmiechem na ustach.

Jace

Po tym jak upewniłem się że Clary nie ucieknie pozwoliłem jej spokojnie wyjść z salonu. Po chwili ciszy odezwałem się do moich rodziców spokojnym tonem:

- Dlaczego teraz?
- Co? - zapytała zdezorientowana matka.
- Dlaczego teraz nam to mówicie? - powtórzyłem.
- Nie rozumiem, o co ci chodzi? - zapytał ojciec.
- Dlaczego teraz? Dlaczego nie za na przykład dwa lata? Albo dlaczego nie powiedzieliście togo wcześniej? - patrzyłem na nich badawczo.
- To nie ma znaczenia...
- Jace, gdzie jest Clary? - zapytała lekko spanikowana Elena wchodząc do salonu.
- Co? - zapytałem oszołomiony.
- Gdzie jest Clary? - powtórzyła.
- Nie wiem, poszła się przejść. - wzruszyłem ramionami - Dlaczego pytasz?
- Bo... Bo... - jąkała się.
- Wyduś to z siebie. - warknąłem.
- Jak ty się zwracasz do siostry?! - obruszył się ojciec - Zmień ton!
- Ktoś stoi na skraju dachu! - wybuchła El.

Wybałuszyłem oczy a moje serce stanęło. Zerwałem się z fotela i wybiegłem, za mną pobiegła reszta.
Wbiegłem po schodach i otworzyłem drzwiczki prowadzące na dach.
Rzeczywiście! Clary stała na murku i patrzyła w dół.
Postanowiłem poskromić przerażenie i odciągnąć ją od krawędzi.
Nagle usłyszałem hałas za mną, El i rodzice właśnie weszli na dach.

- Cicho! - powiedziałem bezgłośnie.

Matka i El spoglądały przerażone to na mnie, to na Clary. A ojciec wpatrywał się w moją gwiazdeczkę z obrzydzeniem, miałem ochotę pobić się z nim ale teraz ważniejsza była Clary.
Podszedłem kawałek bliżej i już wyciągałem rękę żeby ją złapać kiedy obróciła się twarzą do mnie przechylając się do tyłu..
Ostatnie co widziałem to szok i przerażenie wymalowane na jej twarzy...


- Clary!!! - wrzasnąłem.

Rzuciłem się na skraj dachu, co wywołało krzyk mojej matki. Wpatrując się w dół byłem pewien że za chwilę zobaczę jak moja gwiazdeczka umiera... Napotkałem wzrok przerażonej Isabelle którą zauważyłem dopiero teraz, stała na dole koło ścieżki i wpatrywała się we mnie ze strachem.
Wróciłem spojrzeniem do Clary, popatrzyła na mnie jeszcze raz i już miała zderzyć się z ziemią kiedy... zrobiła obrót i zgrabnie wylądowała w przysiadzie.

- C...co? - zapytałem nie mogąc uwierzyć własnym oczom.
- Jace! - krzyknęła moja siostra kiedy dalej wychylałem się przez krawędź zdębiały - Jace! Złaś do cholery!!
- Jace'ie Herondale!! - zagrzmiał ojciec - Natychmiast chodź tu i pomóż mi z twoją matką! - warknął.

Wstałem, odwróciłem się i zobaczyłem moją siostrę zalaną łzami, za nią mojego ojca trzymającego nieprzytomną matkę.
Wpatrywałem się w nich beznamiętnym wzrokiem, ominąłem wyciągnięte ramiona siostry i wołającego za mną ojca.

Jak to możliwe?!
Jak to się stało?!
Dlaczego to zrobiła?!

Czy nic jej nie jest?

Czy to ta sama Clary którą była rano?

Zbiegłem po schodach na parter i wypadłem z Instytutu.
Clary stała w objęciu Izzy, na jej twarzy malował się strach, niepewność i ból. Tak ogromny ból że moje serce się ścisnęło.
Stanąłem przed nimi i odchrząknąłem. Clary spojrzała na mnie tymi swoimi szmaragdowymi oczami i wybuchła płaczem jeszcze bardziej tuląc się do czarnowłosej.

- Czy mógłby mi ktoś wytłumaczyć, co tu się stało?! - wybuchłem.
- Mówiłam że to zły pomysł. - szepnęła ruda do Iz.
- Ale było warto, chociażby po to żeby zobaczyć minę Jace'a. - odszepnęła.
- Dziewczyny, ja tu jestem. - powiedziałem ostro - Już czas na wyjaśnienia.
- Ach! Jak zwykle coś od nas chcą! - zaśmiała się Isabelle próbując rozładować atmosferę, nie do końca jej się to udało.
- No więc...? - ponowiłem próbę dowiedzenia się czegokolwiek.

W tym samym mięcie z Instytutu wypadła moja rodzina i Maryse.
Wszyscy popatrzyli na Clary jak na ducha, nie przejęła się tym i niepewnie złapała mnie za rękę.

- Może wam pokaże? - zaproponowała wpatrując się w moje zniecierpliwione oczy.
- Tak, tak, tak! - pisnęła Isabelle skacząc jak małe dziecko które miało dostać najwspanialszy prezent na świecie. Popatrzyłem na nią krzywo i wróciłem spojrzeniem do ukochanej.
- Możemy wejść do środka? - zapytała pocierając ramiona, rzeczywiście zrobiło się zimno.
- Chodźmy do biblioteki. - powiedziałem i objąłem ją ramieniem.

Isabelle

Wszyscy rozsiedli się w bibliotece, zawołałam jeszcze mojego bliźniaka żeby zobaczył taki wspaniały pokaz!
Co chwila skakałam albo piszczałam ze szczęścia, wszyscy patrzyli na mnie krzywo.

Pewnie uważają mnie za wariatkę! - zaśmiałam się z własnych myśli przez co kilak par oczu znów skierowało się na mnie.

Moja matka z westchnieniem pokręciła głową.
Clary już raz pokazywała mi ale tylko część swoich mocy, teraz miałam zobaczyć dużo więcej!

Ja cię!
To będzie super!
A gdyby tak...

- Może staniesz na stole? - zaproponowałam szeptem nadal śmiejąc się ze swoich myśli.
- Przecież nie będę latać! - zaśmiała się ruda.

Obserwowałam jak Jace siada koło mojego brata, nie spuszczając Clary z oczu, nawet po to żeby popatrzeć na mnie i skomentować moją głupotę!

- Czuje się jak przed jakimś pokazem... czy coś. - szepnęła trochę speszona ruda.
- Drogie panie, panowie... - ukłoniłam się lekko - Pragnę przedstawić... Wspaniałą, niepowtarzalną... - dostałam od niej w głowę otwartą dłonią tuż przed tym jak wybuchłyśmy śmiechem.
- Przestań już, muszę się uspokoić bo zrobię za dużo i mnie znajdą. - syknęła tuż koło mojego ucha, wzdrygnęłam się na przypomnienie kim są "oni".
- Wiem, przepraszam. - spojrzałam na jej szyję - Zabrać? - wskazałam na wisiorek, pokręciła głową.
- Oddam ci go w odpowiedniej chwili. - szepnęła odchodząc.

Popatrzyłam na moją mamę, kiwnęła głową dając znak Clary.
Ruda wyszła na środek pomieszczenia.

- Naprawdę chcecie to zobaczyć? - zapytała po raz ostatni, ciężko przełykając ślinę.
- Clary... - westchnęła mama - Jeśli nie chcesz to nie pokazuj nam tego...
- Chcę. - przerwała jej - Tylko... - przygryzła nerwowo wargę - Nie jestem pewna czy wy chcecie. - szepnęła.
- Pokaż już! - krzyknęłam, kiwnęła głową.

Zamknęła oczy i skoncentrowała się, widziałam jak żyły na jej rękach nabierają błękitnego koloru a po chwili znikają pod porcelanową skórą. Jej włosy zaczęły się unosić a oczy poruszały się bardzo szybko pod powiekami. Zacisnęła pięści i zagryzła wargę.

Co się dzieje?
Przecież jeszcze wczoraj było dobrze!

- Clary...? - spytałam niepewnie robiąc krok w jej stronę, wszyscy obserwowali ją w ciszy ale nikt nie wiedział że coś jest nie tak jak powinno.
- Nie! - warknęła - Zostaw! - wrzasnęła przeraźliwie zrywając ze swojej szyi łańcuszek z wisiorkiem.

To nastąpiło tak szybko!
Jej włosy zaczęły się zmieniać od końcówek to samą nasadę, teraz już unosiły się wokół jej głowy tworząc błękitną aureolę. Skurę zaczęły lizać języki niebiańskiego ognia aż w końcu pochłonęły całą dziewczynę.
Otworzyła oczy.

Tak błękitnych jeszcze nigdy nie widziałam!
Nawet u brata...
Nawet u Clary gdy pokazywała mi część swojej mocy!

Clary cicho jęknęła zwracając naszą uwagę. Osunęła się na kolana ale ogień nie znikał, wręcz przeciwnie. Ogień zaczął rozprzestrzeniać się po podłodze, jednak niczego nie paląc...


Wszyscy siedzieli wmurowani i patrzyli to na Clary, to na ogień "idący" po deskach podłogi.
Jace, chyba najbardziej trzeźwy zawołał coś do mnie ale ja nie słuchałam.
Coś ciągnęło mnie do Clary, jakieś niewidzialne przyciąganie.
Podeszłam do niej jak najlepiej omijając ogień, chociaż wiedziałam że mnie nie poparzy. Klęknęłam koło niej sięgając po wisiorek który leżał niedaleko.
Przy niej czułam że nic i nikt mnie nie skrzywdzi.

Gdzieś w oddali usłyszałam krzyki rodziców Jace'a i moich ale niezbyt się nimi przejęłam.
Działałam jak w transie, nie myślałam o niczym innym jak o Clary.

Niestety rudowłosa zerwała zapięcie ale wcisnęłam jej metalowe serce w zaciśniętą pięść i...

Nagle wszystko się cofnęło.
Ogień który do tej pory "wypływał" z Clary, teraz do niej wracał a ona...
Już nie miała błękitnych oczu ale jeszcze przebłyski tego koloru możne było dojrzeć. Włosy, wprawdzie w nieładzie, ale wróciły na swoje miejsce i do odpowiedniego koloru.

Ostatni język ognia pozostał na, już rozluźnionej, dłoni Clary w której przed chwilą ściskała wisiorek.

Gdzie ten wisiorek?! - zaczęłam myśleć gorączkowo, Clary pokręciła głową i pokazała na swoją szyje. Wisiorek był tam gdzie zawsze a zapięcie lekko stopione i naprawione.

Czy ona właśnie odpowiedziała na moje niewypowiedziane pytanie?! - potwierdziła skinięciem a ja pisnęłam w myślach.

- O Boże. - wyszeptałam.

Wyciągnęłam rękę żeby pomóc rudej wstać ale odsunęła się w popłochu i pokręciła głową.

- Czy ktoś może mi wytłumaczyć, co tu się stało?!! - wrzasnęła moja matka wpatrując się we mnie. Popatrzyłam na nią niewidzącym wzrokiem i znów skierowałam go na moją przyjaciółkę.

- Wrócę. - usłyszałam głos Clary w głowie ale jej samej już nie zobaczyłam.

++++++++++++++++++

Wiem, wiem.
Krótki, beznadziejny i jeszcze długo na niego czekaliście!
Nie wiem czy komuś to się spodoba ale to już siódma wersja tego rozdziału i dalej mnie nie zadowala!
Myślicie że za szybko Clary pokazała swoją moc innym?
Trochę (czyt. długo) się nad tym zastanawiałam i stwierdziłam że to co miałam wymyślone na początku idzie do śmietnika i już nie wróci, a wymyśliłam za to coś innego.
Boże! Ja co chwila zmieniam pomysły co do tej historii!
Co ja jeszcze...?
A tak! Pytania!
Jak podoba się historia małego, nienarodzonego Herondala?
Co się stało z Clary? Dlaczego tylko Izzy tak zareagowała? Dlaczego Clary najpierw nie mogła pokazać swojej mocy a później straciła kontrole? Skąd Clary ma wrócić? Jak przyjmie to Jace i inni?
Jakieś jeszcze pytania?
Nie, to chyba już wszystkie.

Kocham was, Nefilim! ♥

Czytasz + komentujesz = mnie motywujesz!

Ps. Jak wam się podobają perspektywy Jace'a i Isabelle? Szczerze to dla mnie są trochę dziwne.
Wika

wtorek, 9 czerwca 2015

13. Gotowe?

Alec

Obudziłem się w czyjeś sypialni...
Zaraz! Czy to nie jest sypialnia...

Przerwało mi otwarcie drzwi, moim zdaniem stanowczo za głośne bo głowa zaczęła mi pulsować tępym bólem. Czarownik swobodnie wszedł do pokoju i usiadł koło mnie na łóżku, nie przeszkadzało mi to.

- Jak się czujesz? - zapytał.
- Jakoś... żyję. - wyjąkałem - Czy myśmy się wczoraj całowali? - przypomniało mi się.
- Tak, rzeczywiście było przyjemnie. - powiedział z uśmiechem. Chciałem się podnieść ale ból nie pozwolił mi na to, syknąłem - Kacyk? - nie odpowiedziałem - Czekaj. - przyłożył ręce do mojej głowy, poczułem zimno ale przyjemnie. Po chwili zabrał ręce razem z bólem.
- Dziękuje. - westchnąłem podnosząc się - Nie przejmujesz się... - zacząłem.
- Czym?
- Że ktoś nas nakryje. - dokończyłem, zmarszczył brwi.
- Co komu do tego z kim śpię we własnym łóżku? - popatrzył mi w oczy - Jeśli chcesz to już zawsze tak może być. - zaskoczył mnie, zdecydowanie.
- Jak?
- Możesz zostawać u mnie na noc, chcesz?
- Ja... muszę się zastanowić. - mruknąłem.
- Dobrze. - wyglądał na zawiedzionego
- Trafię do drzwi. - powiedziałem wstając - Jeszcze raz dziękuje za...
- Nie dziękuj. - przerwał mi.
- Dobrze.

Już miałem wychodzić ale nachyliłem się nad Magnusem i pocałowałem go, w zasadzie to tylko musnąłem jego wargi ale zawsze...
Zarumieniłem się i wybiegłem z domu czarownika.

Clary

Zeszliśmy na dół trzymając się za ręce, co chwila patrzyliśmy na siebie z uśmiechem albo całowaliśmy się. Przeszliśmy przez salon i weszliśmy do kuchni. Nikogo nie było.

- Chcesz coś? - zapytałam puszczając dłoń blondyna, pokręcił przecząco głową.
- Wiesz że jutro przyjeżdżają moi rodzice? - momentalnie się spięłam.
- Nie wiedziałam, przyjeżdża ktoś jeszcze? - zapytałam kiedy usiadł na wysokim krześle.
- Tak, rodziny wszystkich i wracają Lightwoodowie. - powiedział patrząc na moje ręce kiedy brałam z blatu jabłko. Usiadłam naprzeciwko niego obracając jabłko w rękach - Rodzice Alec'a powinni przyjechać nawet dzisiaj. - dodał.
- Myślisz że oni będą coś wiedzieć? - zapytałam cicho.
- Myślę że powiedzą ci wszystko co mogą, nie martw się. - uśmiechnął się lekko, odpowiedziałam tym samym. Ugryzłam kawałek jabłka, było słodkie ale lekko kwaskowate, takie jak uwielbiam.
- A po co mówisz mi że twoi rodzice przyjeżdżają? - zapytałam zmieniając temat, z uśmiechem wstał.
- Przedstawię cię im. - położył dłonie na moich biodrach odwracając mnie razem z krzesłem.
- Co?! - pisnęłam - Ale... Ale... Przecież... - uciszył mnie pocałunkiem.
- Będą zachwyceni. - szepnął - Jeszcze nigdy nie spotkali takiej dziewczyny. - dodał. Odłożyłam ogryzek na blat.
- Masz racje... Jeszcze nigdy nie spotkali kogoś tak nieogarniętego i rudego! - Jace wybuchnął śmiechem na co zrobiłam groźną minę.
- Dobra, dobra. - mruknął - Jestem pewien że moje matka cię polubi. - powiedział a w jego głosie słyszałam pewność. W tym samym momencie do kuchni weszła Isabelle z Katariną, Iz uśmiechnęła się widząc blondyna tak blisko mnie a Kat zmierzyła nas gniewnym wzrokiem zatrzymując go na dłoniach mojego chłopaka.
- I co? Kiedy idziemy? - zapytała Kat Jace'a.
- Nie wiem. - powiedział patrząc na moją twarz - Teraz czas będę wykorzystywał tylko dla ciebie. - szepnął z zawadiackim uśmiechem, tylko ja go usłyszałam.
- Myślałam nad tym żeby następny raz iść do pandemonium, w tym parku gdzie byliśmy ostatnio nic się nie dzieje. - powiedziała przechodząc koło nas. Czy mi się tylko wydawało czy specjalnie otarła się ręką o jego ramie?
- Nie wiem. - powtórzył, odwrócił się do niej zirytowany - Idź z kimś innym, ja mogą iść z Alekiem. - warknął.
- Ja już pójdę. - powiedziałam wstając, Izzy obserwowała sytuację opierając się o lodówkę. Wyrzuciłam ogryzek do śmietnika.
- A buziak na pożegnanie? - zapytał Jace z szerokim uśmiechem, podniosłam jedną brew w geście zdziwienia ale podeszłam do niego i pocałowałam go w policzek - Ej! - wydął niezadowolony wargi.

Zachichotałam i już miałam odchodzić kiedy złapał mnie za przedramię i przyciągnął do siebie. Całował żarliwie a zarazem delikatnie, tak cudownie....


Gdy się od siebie odsunęliśmy czułam jakbym miała nogi z waty, Jace wyczuł to bo przytrzymał mnie i uśmiechnął się bezczelnie. Obejrzałam się na dziewczyny, Isabelle uśmiechała się a Katarina stała z szeroko otwartymi oczami.

- Już? - spytałam blondyna, czułam palące policzki ale nie przeszkadzało mi to - Wystarczy?
- Nigdy mi nie wystarczy. - powiedział - Zawsze będę ciebie spragniony, gwiazdeczko. - dodał dość głośno, na mój gust za głośno. Usłyszała to nie dość że Iz to jeszcze Katarina która teraz wpatrywała się we mnie z bezgraniczną nienawiścią.
- Idę potańczyć. - mruknęłam. Wybiegłam z kuchni tak szczęśliwa że nie zauważyłam Eleny idącej w przeciwnym kierunku. Zderzyłyśmy się i upadłyśmy.
- Coś taka szczęśliwa? - zapytała podnoszą się, tylko się uśmiechnęłam - O mój Boże!! - pisnęła - Gratulacje Jace!!! - wrzasnęła w stronę kuchni - Ta takie cudowne! A jutro przyjeżdżają rodzice... Przedstawi cię im, prawda? - popatrzyła na mnie podejrzliwie.
- Tak. - odpowiedziałam niepewnie - Trochę się denerwuje. - szepnęłam szczerze.
- Nie masz czym, nasza matka bardzo cię polubi. - powiedziała owijając rękę wokół mojej szyi - Opowiem ci trochę o nich.

+++

Resztę dnia spędziłam z El na pogaduszkach. W pewnym momencie dołączyła do nas Izzy.
Podobno mama Jace'a jest bardzo sympatyczną i optymistyczną kobietą, z ojcem podobnie.

- A wierz już w co się ubierzesz? - zapytała w pewnym momencie Iz. Tym krótkim pytanie mnie przeraziła.
- Daj spokój, ubierz się normalnie. - powiedziała Elena która chyba zauważyła przerażenie w moich oczach - Przecież to normalne spotkanie. - dodała kładąc nacisk na słowo "normalne" i spoglądając na siostrę Aleca.
- Ale jakoś... - czarnowłosa chciała się wybronić ale przerwało jej pukanie do drzwi.
- Dziewczyny! Zaraz przyjadą nasi rodzice, Iz! - usłyszałyśmy stłumiony głos Aleca.
- Dobra! Już idziemy! - odkrzyknęła.
- Przyjdźcie do biblioteki! - usłyszałyśmy kroki co oznaczało że niebieskooki poszedł sobie. Westchnęłam.
- Musimy iść. - powiedziałam.

Niechętnie wstałyśmy z łóżka El i wyszłyśmy z jej pokoju. Przystanęłyśmy dopiero przed drzwiami biblioteki.

- Gotowe? - zapytała El, pokiwałyśmy głowami a ona otworzyła drzwi.

Dziewczyny weszły pierwsze, chwilę się wahałam ale w końcu poszłam w ich ślady.
Na środku pomieszczenia stała czarnowłosa kobieta, ta sama którą widziałam po spadnięciu ze schodów. Był tam jeszcze czarnowłosy mężczyzna i Alec.
Zamknęłam za sobą drzwi, chciałam to zrobić cicho ale i tak wszyscy spojrzeli na mnie. Przełknęłam ślinę i zrobiłam krok na przód.

- Clary. - syknęły zniecierpliwiona Izzy i El. Wzięły mnie pod ramiona i szybko zaprowadziły do kobiety.
- Jestem Maryse, a to mój mąż, Robert. - wyciągnęła do mnie rękę, uścisnęłam ją z wahaniem ale nie byłam w stanie wydusić z siebie sowa.
- Ja... - przerwało mi otworzenie z hukiem drzwi, Jace. Szedł w naszą stronę, przystanął za mną i odprawił El uśmiechem. Zajął jej miejsce obejmując mnie, wtuliłam się w niego jak najmocniej - Clarissa Adele Morgenstern.
- Niebywałe. - szepnęła Maryse spoglądając na męża.
- Myśleliśmy że dzieci Valentina nie żyją. - wyjaśnił Robert - Przed laty poinformował nas że bliźniaczki zmarły na jakąś rzadką chorobę.
- To możliwe żeby mój ojciec... Zaraz! Bliźniaczki?! - krzyknęłam uświadamiając sobie co oznaczają ich słowa - Przecież ja nie mam rodzeństwa! - czułam jak do oczu napływają mi łzy, nie chciałam żeby patrzyli jak płaczę. Wyrwałam się Jace'owi i wybiegłam z biblioteki.

Jace

Clary wybiegła ze łzami w oczach, chciałem pobiec za nią ale zatrzymała mnie ręka Isabelle.

- Tak? - spytałem lekko zdenerwowany - Czemu mnie zatrzymałaś?
- Wiem że ona chce być sama.
- Nie rozumiesz! Powinienem być przy niej! To ja powinienem za nią pobiec! - zacząłem na nią krzyczeć.
- Jace. - upomniała mnie ostrym tonem Maryse - Przestań. Isabelle ma racje. A poza tym chcę z tobą porozmawiać.
- O czym?
- To nie jest odpowiednia osoba... - zaczął Robert - Nie powinniście...
- Co? - zapytały zszokowane Izzy i Elena.
- Czy ty mi właśnie zakazujesz związku z Clary? - zapytałem zszokowany.
- Mniej więcej... To znaczy, wybór należy do ciebie ale obawiam się że twoi rodzice...
- Moi rodzice nie mają nic do powiedzenia. - rzuciłem ostro - Myślę że nawet będą się cieszyć. - przy drzwiach usłyszałem jeszcze głos Roberta:
- Będą zachwyceni dopóki nie usłyszą jej nazwiska! - prychnąłem i pobiegłem szukać mojej gwiazdeczki.

Clary

Weszłam na dach i usiadłam tam gdzie zwykle. Patrzyłam w niebo niewidzącym wzrokiem.

Mam siostrę...
Miałam siostrę...
Czy ona jeszcze żyje?
Dlaczego ojciec mi nie powiedział?
Jeśli żyje to gdzie teraz jest?

Czy chcę ją odnaleźć?
Czy jestem na to gotowa?
Dlaczego zawsze wszystko jest pod górkę?!

Przerwał i dźwięk otwieranych drzwi... Jace. Popatrzył mi w oczy i podszedł.

- Clary... - szepnął, wtuliłam się w niego i zaczęłam szlochać. Gdy już się trochę uspokoiłam otarł moje łzy - Choć, coś ci pokażę, gwiazdeczko. - pokiwałam głową i wstałam.
- Dlaczego "gwiazdeczko"? - zapytałam gdy przepuścił mnie w drzwiach.
- Bo jesteś najjaśniejszą gwiazdą na niebie, poranną gwiazdą. - powiedział cicho. Zatrzymałam się i przyciągnęłam go do siebie.
- Kocham cię. - szepnęłam przed złączeniem naszych ust.
- Kocham cię. - powiedział głośno i wyraźnie co wywołało na mojej twarzy uśmiech.

Jace zaprowadził mnie do odległego kąta oranżerii, była tam wielka klatka.

- Co to jest? - zapytałam.
- Zaraz zobaczysz. - uśmiechnął się. Zagwizdał i w tym samym momencie na gałęzi za kratką usiadł piękny, dorodny ptak.
- Czy to... - przerwał mi.
- Sokół. - otworzył drzwiczki a ptak natychmiast usiadł na jego ramieniu - Znalazłem go w dzień dziesiątych urodzin, miał złamana skrzydło. Jeden Czarownik zaczarował go żeby żył dłużej, niestety miało to swoją cenę. Gdy ja zginę, on podzieli mój los. Rodzice Aleca pozwolili mi trzymać go tutaj, przychodzę tu prawie codziennie, co tydzień idę z nim polatać. - opowiedział.
- To miło że zająłeś się nim. - wyciągnęłam ostrożnie rękę w stronę sokoła. Od zawsze bałam się ptaków a już w szczególności drapieżnych.
- Nie bój się. - powiedział Jace zdejmując ptaka z ramienia, teraz miał go n nadgarstku - Ma na imię Salvar.

Najpierw lekko drżącą ręką dotknęłam łebka a później już nieco bardziej odważnie przejechałam po całej długości ptaka. Przechylił główkę i rozpostarł skrzydła, przestraszona odskoczyłam. Jace zachichotał.

- Tak pokazuje że podoba mu się... Ty mu się podobasz. - uśmiechnął się na co spłonęłam rumieńcem.
- Kiedy idziesz z nim polatać? - zapytałam głaskając ponownie szarobrązowe piórka.
- Wypadałoby dzisiaj, pójdziesz z nami? - pokiwałam wesoło głową.

+++

Jace zaprowadził mnie na polanę niedaleko Instytutu. Mi dał rękawicę dla ptaka a sam tylko podciągnął rękawy i posadził sobie Salvara na ręce.

- Leć. - powiedział i wykonał odpowiedni ruch dzięki czemu ptak wzbił się w powietrze.
- Pięknie. - szepnęłam. Jace popatrzył na mnie z uśmiechem i pocałował mnie w zmarszczony lekko nos.
- Ja widzę coś piękniejszego. - popatrzyłam na niego a gdy zobaczyłam że przygląda się mi, zaczerwieniłam się.
- Ja... - zaczęłam ale przerwał mi czyjś radosny krzyk:
- Jace! - odwróciłam się i zobaczyłam blondynkę i czarnowłosego mężczyznę idących w naszą stronę - Synku, wszędzie cię szukaliśmy. - powiedziała kobieta przytulając Jace'a.
- Mamo, tato, to jest moja dziewczyna, Clary. - powiedział Jace popychając mnie w stronę jego matki.
- Jak się cieszę że w końcu sobie kogoś znalazł! - pisnęła przytulając mnie - Z jakiego rodu jesteś?
- Ja... - zająkałam się - Morgenstern. - blondynka natychmiast się ode mnie odsunęła a jej mąż spojrzał ma mnie jak na zjawę.
- Nie! Nie możesz! - zaprzeczyła kobieta.
- Jace. Co to ma znaczyć? - wtrącił jego ojciec.
- A czy w czymś wam to przeszkadza? Nazwisko nie świadczy o człowieku! - Jace objął mnie ramieniem i pocałował w głowę.
- Ale to córka Valentina! - krzyknęła.
- Co mój ojciec wam zrobił? - zapytałam ze łzami w oczach.
- Zabił nasze dziecko. - wyszeptała blondynka wybuchając płaczem.
- C... co? - zapytałam zszokowana.
- Miałem rodzeństwo oprócz El? - jego matka pokiwała głową - Kiedy? Jak? Gdzie? - pytał tuląc mnie do siebie opiekuńczym gestem.
- Może porozmawiamy w Instytucie? - zaproponował Jego ojciec - Tutaj to tak jakoś...
- Chcę porozmawiać teraz! - krzyknął Jace - I na pewno nie zostawię Clary!
- Ale... Jace... Może tak będzie lepiej? - zapytałam ze łzami w oczach - Mój ojciec zrobił już tyle złego... Najpierw moja siostra... teraz to... myślę że ze śmiercią mojej matki też miał coś wspólnego. - popatrzyłam mu w oczy.
- Clary, to nie twoja wina. - stwierdził.
- Ale...
- Nie ma żadnego "ale", nie puszczę cię. Już nigdy, gwiazdeczko. - szepnął całując mnie w głowę.
- Dobrze, ale może jednak porozmawiamy w Instytucie? - zaproponował ponownie pan Herondale.
- Tak, tak. Chodźmy. - poparła go żona.

Posłusznie poszłam koło Jace'a który obejmował mnie przez cały czas. Już mieliśmy wchodzić do Instytutu kiedy coś sobie przypomniałam.

- Salvar! - krzyknęłam zatrzymując Jace'a - Zapomnieliśmy... - przerwał mi trzepot skrzydeł.

Salwar usiadł na moim ramieniu. Na początku lekko przestraszona odsunęłam twarz od ptaka ale później przysunęła się do niego i pogłaskałam jego piórka. Rodzice mojego chłopaka wpatrywali się we mnie zszokowani.

- Przecież on... - zaczęła blondynka.
- Nigdy nikogo nie polubił. - dokończył jej mąż.
- Lubi tylko mnie i Clary. - powiedział Jace, popatrzyłam na niego zdezorientowana.
- To znak. - wyszeptała jego matka.
- Możecie być razem. - powiedział czarnowłosy.
- To mogę się w końcu dowiedzieć co się stało z moim rodzeństwem? - zapytał zirytowany Jace.

++++++++++++++++++++++
I co myślicie? Chyba jest trochę krótki ale mam nadzieje że trochę dowiedzieliście się.
Co myślicie o sokole Jace'a?
Wiem że rozdział jest dopiero dzisiaj ale jakoś tak wyszło...
Od teraz w każdy wtorek będą rozdziały, gdyby coś mi wypadło to napiszę wam w poście.
Jak jest historia związana z rodzeństwem Jace'a i El? Dlaczego Salwar tak polubił Clary? Jak rozwinie się dalej sprawa Magnusa i Aleca? Czy siostra Clary żyje? Jeśli żyje to kto nią jest? Czy będą się chronić? Przed czym? Czy rodzice Jace'a już zaakceptowali Clary?
Odpowiedzi piszcie w komentarzach!

Czytasz + komentujesz = mnie motywujesz!

Wika

wtorek, 2 czerwca 2015

12. O co chodzi gwiazdeczko?

Dedykuje ten rozdział Kindze która prawdopodobnie nigdy tego nie przeczyta, twoje sms-y (sama wiesz od kogo) zainspirowały mnie do tego rozdziału i przezwiska dla Clary! ♥


Jace

Zwariuje!
Przez nią wsadzą mnie do psychiatryka!!

Clary już trzeci raz chce się do mnie całować od kiedy wyszliśmy z domu Magnusa. Muszę nieść ją na rękach bo ledwo trzyma się na nogach.

"Nie wykorzystaj jej." - prychnąłem na przypomnienie słów siostry.
Jak mogę się do tego powstrzymać kiedy dziewczyna ciągle mnie całuje?
Mam dość!

Posadziłem rudą na ławce w parku.

- Siedź tu! - nakazałem ostrym tonem - Mam dość, dlaczego wciąż to robisz?
- Ale, co? - lewo powiedziała i wybuchła śmiechem - Jace! - pisnęła kiedy zepchnąłem ją z ławki siadając na jej miejscu.
- O co chodzi gwiazdeczko? - zapytałem robiąc minkę niewiniątka. Podniosła się z ziemi i stanęła nade mną.
- Gwiazdeczko? - spytała udając poważną ale uśmiech wszystko zepsuł.
- Nie podoba ci się?
- Jest wspaniałe, możesz mnie tak nazywać... - powiedziała siadając na moich kolanach.
- Obiecałem sobie że coś ci powiem ale boje się że nie zapamiętasz. - powiedziałem cicho.
- Co takiego? - zapytała zaciekawiona.
- Kocham cię, gwiazdeczko. - szepnąłem - Zostanie tak już na zawsze.

Wpatrywała się we mnie całkiem poważnie.
Nagle złączyła nasze usta w namiętnym pocałunku. Przyciągnąłem ją jeszcze bliżej i mocniej objąłem. Smakowała truskawkami i...
Właśnie! Alkoholem!!

Co ja robię?!

Odepchnąłem ją delikatnie, popatrzyła na moje usta niezadowolona i wstała.

- Musimy już iść. - stwierdziłem.
- Dobrze. - odpowiedziała dziwnie normalnym tonem.

Czy to możliwe żeby już wytrzeźwiała?
Nieee...
Chyba...
Może...
Na pewno nie!

- Chodźmy. - powiedziałem chwytając ją za rękę.

Szła jakby w jej żyłach nie było ani grama alkoholu.
Dziwne...
Może zapamięta wszystko...
Mam nadzieje że zapamięta tą ławkę. - znów westchnąłem do moich rozmyślań i poprowadziłem ją wśród uliczek.

Clary

Obudziłam się ale nie otwierałam oczu, widziałam przez powieki że jest jasno, za jasno.
Dalej z zamkniętymi oczami obruciłam się na drugi bok.

Nagle wszystko do mnie wróciło...
Namiętny pocałunek...
KOCHAM CIĘ, GWIAZDECZKO...
Jace spychający mnie z ławki...
To jak próbuje go pocałować kiedy mnie niesie...
Jak robiłam mu malinki na szyi w obecności wszystkich...

Na Anioła! Ale to nie wszystko!

To jak zdejmuje mnie z baru...
Pocałunek...
Jak tańczyłam na barze w sukience!!!
Jak tańczyłam z Jace'em...
Alkohol...

TAK !! To wszystko przez alkohol! Już nigdy...

- Dzień dobry, gwiazdeczko. - usłyszałam szept tuż przy moim uchu.

Gwałtownie otworzyłam oczy...
Pożałowałam tego od razu. Głowa pulsowała nieznośnym bólem a oczy piekły od zbędnego światła.
Spojrzałam na siebie, dalej miałam na sobie bieliznę ale sukienkę zastąpiła czarna, męska koszulka. Chyba domyśliła się czyja...
Poczułam jak ktoś gładzi delikatnie moje włosy.
Obróciłam się lekko napotykając spojrzenie blondyna. Uśmiechał się ale uśmiech nie sięgał jego oczu, były w nich iskierki nadziei i zdenerwowania.

- Czy ty mi wczoraj powiedziałeś o mnie "gwiazdeczko"? - zapytałam słabym głosem, gardło strasznie mnie paliło. Chyba to zauważył bo po chwili siedziałam ze szklanką wody w dłoni i tabletkami na ból w drugiej.
- Tak, co pamiętasz jeszcze? - spytał siadając naprzeciwko mnie po turecku. Wypiłam wodę ale tabletki odłożyłam na szafkę nocną, nie są mi potrzebne.
- Jak zepchnąłeś mnie z ławki, jak całowałam cię w domu czarownika... - powiedziałam po chwili namysłu - Ja tańczyłam na barze? - potwierdził - I... i... To chyba wszystko. - szepnęłam. W jego oczach zgasła nadzieja, pojawił się zawód i zakłopotanie.
- To wszystko się zdarzyło. - powiedział wstając - Posiedź tu zanim nie dojdziesz do siebie, ja idę potrenować. - podszedł do drzwi i już miał je otworzyć kiedy coś sobie przypomniałam.
- Kocham cię, gwiazdeczko. - powiedziałam wpatrując się w swoje ręce - Tak powiedziałeś, prawda? - byłam pełna nadziei ale nie pokazałam tego po sobie.

Wyglądał jakby toczył ze sobą wewnętrzną walkę ale w końcu jedna ze stron wygrała i...
Podszedł do mnie, zatopił palce w moich ognistych włosach i przywarł do moich warg swoimi...
Całowaliśmy się długo...
Był taki cudowny...
Tak dobrze smakował...
Pocałunek był czuły ale jednocześnie zaborczy...
Mówił że nikomu mnie nie odda...
A ja poddawałam się jego woli...

Po chwili leżałam na łóżku przyciśnięta jego ciałem. Rękami błądziłam w jego włosach a nogi oplotłam w jego pasie. Było tak cudownie...

Nagle oderwał się ode mnie jak oparzony, wyplątał się z moich nóg i rąk. Wstał i szybko wyszedł zostawiając mnie ze sprzecznymi myślami...

Elena

Obudziła się pod stołem koło Izzy.
Co tu się stało?
Westchnęłam przypominając sobie co zrobiła Clary a potem... nic, pustka.
Wstałam potrząsając lekko ramieniem przyjaciółki.

- Izzy, czas wstawać. - szepnęłam, wymamrotała coś niezrozumiałego - Ugotujesz śniadanie? - poderwała się natychmiast a ja zachichotałam.
- Ciszej. - syknęła, uspokoiłam się trochę.
- Musimy wszystkich znaleźć i zabrać do domu. - powiedziałam wstając i ciągnąc ją za rękę.
- Dobra, chodź na górę, poszukamy Alec'a. - skierowałyśmy się do schodów.

Otworzyłam pierwsze drzwi, na łóżku leżały dwie kobiety. Drugie drzwi, trochę zdemolowany pokój ale nikogo niema. Trzecie drzwi, strzał w dziesiątkę!
Alec leżał w objęciach czarownika, uśmiechał się przez sen.
Postanowiłam im nie przeszkadzać i wrócić do Izzy.

- Gdzie mój brat? - zapytała zdziwiona - Znalazłaś go?
- Tak, wydaje mi się że jest zajęty. - mruknęłam.
- Czym? - zapytała zdezorientowana.
- Magnusem.

+++

W kuchni Instytutu zastałyśmy Clary jedzącą śniadanie.
Widać było że jest przygaszona, nie pytałam o co chodzi ale Iz nie była taka subtelna.

- Stało się coś? - zapytała.
- Nie. - wymamrotała ruda wstając.
- Przecież widzimy. - powiedziała Izzy, przez liczbę mnogą dałam jej sójkę w bok - No co?!
- Nie wtrącajmy się. - szepnąłem ale mnie nie posłuchała.
- To powiesz, co ci jest?
- Nic, zostawcie mnie! - gdy była już przy drzwiach krzyknęła: - Wszyscy, w szczególności Jace!
- Co ten debil znowu nawyrabiał? - powiedziałam do siebie.
- Kto? - zapytała głupio Isabelle.
- Nikt. - oparłam wymijająco.

Clary

Wybiegłam z kuchni i pierwsza miejsce o jakim pomyślałam to dach. Szybko się tam udałam.
Usiadłam na samej górze dość stromego dachu i oparłam się plecami o komin. Objęłam się ramionami i wpatrzyłam w błękitne niebo. Tak bardzo błękitne jak moje włosy kiedy ujawniam moc...

Dziewczyna na dachu zdjęcie

Dlaczego to zrobił?
Czy ja zrobiłam coś nie tak?
Co mam zrobić żeby się do niego zbliżyć?
Dlaczego nie tak potraktował?
Jestem za brzydka?
Może to dlatego że jestem ruda?
Może źle całuje?
Przecież ja dopiero wczoraj zaczęłam się całować tak na poważnie!!
Ale dlaczego...

Usłyszałam trzask drzwi który przerwał moje chaotyczne myśli.
Delikatnie wychyliłam się zza komina i zauważyłam zezłoszczonego Jace'a i El.

- Co jej zrobiłeś?! - wybuchła - Jest przygaszona, nie chce z nikim rozmawiać! Żądam wyjaśnień!
- Dlaczego mam ci coś wyjaśniać?! - krzyknął na nią - Kim jesteś żebym musiał ci się zwierzać?!
- Jestem twoją siostrą i przyjaciółką Clary!

Oni mówią o mnie?
Dlaczego ona się o mnie tak martwi?

- Powiesz mi to dobrowolnie albo wyciągnę to z ciebie siłą! - jej brat zaśmiał się gorzko.
- Ja ją kocham, rozumiesz?
- To już chyba ustaliliśmy. - prychnęła - Miałeś jej to powiedzieć po imprezie.
- I powiedziałem, nawet to zapamiętała.
- To chyba dobrze, prawda? - położyła mu rękę na ramieniu.
- Niby tak, ale... - przerwał niepewny.
- Ale? - popędziła go.
- Ona nie odwzajemnia moich uczuć. - powiedział cicho.

Co?!
Jak to?!
Przecież...
No właśnie, przecież nawet nie wiem co do niego czuję.
On jest taki... Nie umiem tego określić!
Jest cudowny...
Miły...
Spokojny...
Ale czasem porywczy...
Jest uroczy...
Groźny...
I świetnie całuje...
Jest tym o kim zawsze marzyłam.
Czy go kocham?
Tak! Zdecydowanie tak!!

Chciałam się podnieść ale obluzowana dachówka przesunęła się. Poślizgnęłam się i w ostatniej chwili złapałam się jedną ręką komina. Nieświadomie krzyknęłam...

Jace

Usłyszałem krzyk.
Nie byle jaki, krzyk Clary!
Zacząłem się rozglądać, tak samo jak El. Moja siostra podbiegła do krawędzi i krzyknęła do mnie:

- Jest tutaj, pomóż mi ją wciągnąć!

Podbiegłem szybko na skraj dachu i wyciągnąłem ręce do dziewczyny.

- No chodź. - nakłaniałem gdy zobaczyłem jak się waha. W jej oczach był strach ale nie przed spadnięciem tylko... Nie potrafiłem tego określić.
- Nie mogę! - krzyknęła - Jak się puszczę to spadnę!
- Spokojnie, przytrzymam cię. - starałem się zachować spokój ale w głębi duszy bałem się jak cholera.
- Nie mogę! Proszę! - jej ręka jeszcze bardziej się osunęła a ja wiedziałem że zaraz ją stracę.

W ostatniej chwili chwyciłem ją pod ramiona i wyciągnąłem. Impet sprawił że potknąłem się i upadłem ciągnąc za sobą rudowłosą. Prawie stykaliśmy się nosami, miałem taką ochotę ją pocałować...


- Dziękuje. - szepnęła miękko.Wstała ze mnie a ja dopiero po chwili się otrząsnąłem i również wstałem.
- Ile słyszałaś? - zapytałem z pretensją - Wiesz, że nieładnie jest podsłuchiwać?
- Wiem, słyszałam wszystko. - powiedziała patrząc na podłogę. Usłyszałem szczęk drzwi.
- Moja siostra postanowiła nam nie przeszkadzać. - mruknąłem.
- Mylisz się. - szepnęła pochodząc do krawędzi - Nie wszystko co myślisz jest prawdą.
- C... co? - zapytałem zszokowany, jeśli ona mówi prawdę to...
- Kocham cię. - powiedziała wpatrując się w moje oczy - Krótko się znamy i nie wiem skąd ale czuje miłość, do ciebie.
- Powtórz. - nakazałem.
- Kocham cię. - posłusznie powtórzyła, jej oczy się zaszklił - Ale jeśli nie zechcesz mnie to zrozumiem. Co może dać ci taka dziewczyna jak ja?! - powiedziała odwracając się plecami i agresywnie wplatając palce we włosy.
- Miłość. - szepnąłem podchodząc do niej - Te rude włosy przepełnione ogniem... - odwróciła się do mnie - Tą piękną delikatną twarz... - objąłem ją rękami w pasie - I wreszcie, te przepiękne, szmaragdowe oczy. - przysunąłem ją mocno do siebie i pocałowałem z pasją - Chcesz zostać moją dziewczyną?
- Tak. - odpowiedziała bez wahania.
- Dziękuje. - szepnąłem.
- Za co? - zdziwiła się.
- Za to że istniejesz. - uśmiechnąłem się.

+++++++++++++++++++++++++

No i jak?
Osobiście myślę że jest trochę nudno ale...
Na razie rozwijam tylko wątek miłości Jace'a i Clary ale od następnego rozdziału to się powinno zmienić. Wiem że to trochę szybko ale chcę tak zrobić żeby później móc skupić się na czym innym. ☺
W następnym rozdziale postaram się wa też przybliżyć o co chodziło z wizją Magnusa.
Co myślicie o "gwiazdeczce"? Jak rozwinie się sprawa Alec'a i Magnusa? Akurat dzisiaj mam mało pytań bo dużo rzeczy się rozwiązało...
To jest mój pierwszy gif dodany na bloga, jak wam się podoba? Nie wiem jak często będą się pojawiać, myślę że coraz częściej.
Co jeszcze?
Chyba wszystko...
Ach!
Nowy rozdział będzie gdzieś pod koniec tygodnia (piątek/sobota)!
Pozdrawiam!
Wika